Do lądowania podchodzili we mgle cztery razy w tym czasie kiedy pijany generał rozkazywał w kokpicie a sam prezydent zasiadł za sterami przeganiając niedouczonych pilotów precz z kabiny, z którymi się pokłócił przed lotem, a sterując doprowadził do obcięcia końcóweczki skrzydła o cieniutką brzózkę ogromnego samolotu pasażerskiego, który fiknął przez to półbeczkę, rozlatując się na miliony kawałków grzebiąc ze sobą wszystkich co do jednego pasażera przy okazji wydobywając z błota resztki trotylu pozostałego po II wojnie światowej, który to osadził się na szczątkach po fotelach. Masakra - a do tego jak na złość pochowali wszystkich w nieswoich grobach.
Nie wierzycie? Wszystko było w telewizji.