ona
1325

Jak z dwóch procent można zrobić siedem

Jak z dwóch procent można zrobić siedem

Posted in ■ aktualności, ■ historia, ■ odkłamujemy HISTORIĘ by Maciejewski Kazimierz on 27 Październik 2015

– tajemnicze wyniki exit pollów

Błędy statystyczne podczas wyborów są u nas od kilku lat dziwnym trafem nie tylko olbrzymie, ale też zazwyczaj dołują PiS wzmacniając dotychczasowy układ władzy.

Firma badawcza Ipsos zaczyna wpisywać się złotym zgłoskami w naszą najnowszą historię, stając się nawet jej kreatorem. Ta międzynarodowa instytucja popełniła w ubiegłym roku przy wyborach samorządowych błędy wprost niezwykłe w dziejach statystyki. Badania exit poll, przeprowadzone wówczas właśnie przez Ipsos, osiągnęły w przypadku PiS-u błąd aż 5 procent na niekorzyść tej partii i aż 7 procent w przypadku PSL, tyle że na korzyść platformerskiego koalicjanta. Firma do tej pory nie wytłumaczyła się z tego błędu (tak samo, jak nie rozliczono do końca tych wyborów…). A powinna, bowiem wielkość błędu przy solidnie przeprowadzonym badaniu exit poll nie może, zdaniem najtęższych autorytetów statystki, przekroczyć jednego punktu procentowego.

Słynna firma badawcza Millward Brown podaje: „Badanie exit poll jest realizowane tylko podczas wyborów – prawidłowo przeprowadzony pomiar jest doskonałym źródłem informacji o zachowaniach wyborców w dniu głosowania”. Prof. Mirosław Szreder, statystyk z Uniwersytetu Gdańskiego, pisał po wyborach samorządowych w 2014 r.: „Tak czy inaczej, nie można przejść obojętnie wobec tak poważnej pomyłki w badaniu exit poll”. Okazuje się, że jednak można…

Ipsos wówczas w ogóle nie protestował, nie tłumaczył się, nie sugerował wyborczych manipulacji; dzielnie przyjął na siebie wszystkie ciosy. Każdego innego takie kardynalne błędy pogrążyłyby na rynku. Ipsos tymczasem został nagrodzony intratnym zleceniem (z TVP, TVN i Polsatu), czyli badaniem wyników wyborów parlamentarnych w dniu 25 października. Skutki tego nagradzania właśnie poznajemy.

Przede wszystkim firma ta odeszła od powoływania się na błąd wielkości jednego punktu procentowego – w przypadku wyborów parlamentarnych ‘2015 w Polsce podniosła próg swego błędu aż dwukrotnie, do dwóch punktów procentowych! Dlaczego? Nie tłumaczą.

Dziennikarzom mainstreamu bardzo to jest na rękę, ponieważ błędy statystyczne podczas wyborów są u nas od kilku lat dziwnym trafem nie tylko olbrzymie, ale też zazwyczaj dołują PiS, a zdecydowanie wzmacniają dotychczasowy układ władzy (będący zresztą od czasu do czasu także zleceniodawcą dla Ipsosu). Dziś usiłował to powiedzieć o godz. 8.20 w TVP Info Mariusz Błaszczak; gdy jednak zaczął swój wywód, że to już trzeci raz pod rząd dołuje się w ten sposób PiS, został natychmiast przez prowadzącą redaktorkę zakrzyczany, zagłuszony innym tematem, a siedzący obok przedstawiciel PO wytoczył arsenał szyderstw, na których ta audycja się skończyła.

Nie sądzę, żeby telewizyjni redaktorzy faktycznie nie odróżniali procentów od punktów procentowych – jednak zachowują się tak, jakby nie mieli pojęcia, by takie rozróżnienie istniało. Wyraźnie sugerują, że nocna korekta wyniku PiS-u lub tzw. „Zlewu” (Zjednoczonej Lewicy) znajduje się absolutnie w granicach błędu statystycznego. No bo, gdy od ogłoszonego wczoraj wieczorem wyniku wyborów PiS , tj. od 39,1 proc. odjąć wynik 37,7 proc. ogłoszony rano, to przecież mamy dopiero 1,4 proc. różnicy, a dopuszczalne jest wszak 2 proc. Tak się sugeruje telewidzom. Nic bardziej mylnego, nic bardziej demagogicznego. Dlaczego? Ano dlatego, że w rzeczywistości chodzi nie o 2 procenty, ale o 2 punkty procentowe. Jak to wygląda w przypadku konkretnych liczb?

Jeżeli od 39,1 proc. chcemy wyliczyć maksymalny błąd, to trzeba pomnożyć 39,1 proc. przez 2 proc. i wtedy uzyskamy wynik 0,78 proc.; gdy od 39,1 proc. odejmiemy 0,78 proc. to otrzymamy 38,32 proc. i to jest faktycznie dolna granica błędu statystycznego. Można to przedstawić w postaci prostego wzoru: 39,1 proc. – (2 proc. x 39,1 proc.) = 38,32 proc. Analogicznie postępujemy obliczając błąd w górę; 39,1 % + (2% x 39,1% = 39,88%

Gdyby przyjąć manipulacyjną „metodę” porównywania stosowaną w mediach, to w przypadku, gdy ktoś osiąga w badaniu exit poll np. 10 proc. głosów, a potem okaże się, że ma tych głosów faktycznie 8 proc., to wynik exit poll niby mieści się jeszcze w granicach dwuprocentowego błędu (10% – 8% = 2%). Gołym okiem widać, że coś tu jednak nie gra, bo gdyby taka partia faktycznie utraciła 2 procent ze stanu swego posiadania, to powinna mieć jeszcze 9,8 proc. głosów, nie zaś – 8 proc. [wzór: 10% – (2%x10%) = 9,8%]. Gdyby naprawdę uzyskała 8 procent, to by oznaczało de facto stratę wysokości ok. 20 procent! Jeszcze czytelniej widać to na przykładzie partii, która zdobywa 2 proc. głosów; dla niej bezwzględne odjęcie 2 proc. (czyli błędu statystycznego) oznaczałoby po prostu zero.

Jeśli więc w momencie zakończenia badań exit poll PiS posiada 39,1 proc. głosów, to granica błędu wynosi od ok. 38,32 proc. do 39,88 proc. Wynik 37,7 proc. jest dużo poniżej granicy błędu; różnica w ilości głosów wynosi w tym przypadku 5 proc.!

A „Zlew” w granicach dwuprocentowego błędu statystycznego może wywindować się maksymalnie na 6,73 proc., a nie 7,5 proc.! Przy wyniku 7,7 proc. mamy różnicę w wysokości aż 7 procent! Czyż to nie przypomina wyborów w 2014 roku: też 5 proc. mniej dla PiS-u i też 7 proc. więcej, wówczas dla PSL…

Nikt z mainstreamu nie dziwuje się gwałtownemu, nocnemu spadkowi głosów PiS-u i jeszcze gwałtowniejszemu wzrostowi „Zlewu” uznając to za granice błędu statystycznego. W rzeczywistości ludzi się oszukuje. „Nieodróżnianie procentów od punktów procentowych jest powszechnym błędem, powielanym i utrwalanym także w mediach, które pogłębiają nieporozumienia związane z tymi pojęciami” – piszą na Wikipedii tłumacząc punkty procentowe.

„W dobrze przeprowadzonym badaniu exit poll – pisze prof. dr hab. Mirosław Szreder – żadnej roli nie powinna odgrywać presja innych osób, czy chęć sprostania poprawności politycznej. Między innymi to, a także kilkadziesiąt razy większa liczebność próby, decydują o większej dokładności wnioskowania w exit poll w stosunku do sondażu przedwyborczego.” Jak widać nie w przypadku Ipsosu, który pisze na swej stronie o sobie: „Pracujemy dla takich branż jak FMCG, telekomunikacja, media, reklama, paliwa, farmaceutyki, motoryzacja, bankowość, finanse, instytucje publiczne.” Jak więc widać w wyborach się nie specjalizują, za to „Naszych Klientów wspieramy w odnoszeniu sukcesów pomagając im w rozwiązywaniu ich marketingowych problemów i w podejmowaniu właściwych decyzji.” PiS na pewno nie jest ich klientem, no to dlaczego mają mu pomagać w odnoszeniu sukcesów i podejmowaniu właściwych decyzji?

Temu właśnie w naszych czasach służą sondaże: odnoszeniu sukcesów. Kto zleca i płaci – ma odnieść sukces. Ipsos tego nie ukrywa; „Mamy do dyspozycji sprawdzone na świecie narzędzia badawcze, mające przełożenie na faktyczny sukces marek. Często proponujemy rozwiązania szyte na miarę…” Ktoś tu ewidentnie „szyje na miarę”.

Leszek Sosnowski • bialykruk.pl
ona
👍